Tak naprawdę świąteczny klimat zaczyna się u mnie pojawiać wraz z nadejściem grudnia, a po mikołajkach zaczynam go wprowadzać do domu.
Zaczynam od wieńca, który robię sama, z gałązek świerku, żywotnika zachodniego, jałowca i sosny. W tym roku zawiśnie nad stołem, ponieważ wreszcie znalazłam, piękną lampę, która idealnie się do tego nadaje. Myślę, że w tym roku znajdę jeszcze kilka miejsc na zawieszenie mniejszych wieńców. Na moich nowych regałach rozsiadły się i rozgościły moje skrzaty również ręcznie robione przeze mnie. Ich zacne grono co roku się powiększa o kolejne egzemplarze, a te, które już trafiły do innych domów cieszą ich właścicieli i przynoszą świąteczny klimat.
Pojawia się więcej światła. Choć mój dom jest tak zaprojektowany by wpadało do niego jak najwięcej światła dziennego to w grudniu ciężko o taką ilość jego jak bym chciała a ponieważ nie lubię światła sztucznego takiego oczywistego, szukam go w lamkach choinkowych, które rozwieszam gdzie się da, lampionach i świecach.
Są też takie zapachy (chyba każdy je ma), które oznajmiają mi fakt , że święta nadchodzą. Jest to,oczywiście zapach mandarynek i pomarańczy. Myślę, że wszystkim jak ja urodzonym w latach 80 i wcześniej już na zawsze zapach ten będzie przywoływał na myśl właśnie święta Bożego Narodzenia. Kto urodził się później już raczej nie doświadczy tego uczucia. To było takie dobro luksusowe, wiem jak to dzisiaj brzmi, ale kiedyś wkładano je do paczek świątecznych , które dostawało się od babci czy ciocia albo rodzice przynosili z pracy. Oczywiście nie to żebym jadała te owoce tylko w grudniu ale właśnie o tej porze roku są najpyszniejsze ponieważ jest na nie sezon, ale jak nigdy indziej w roku taki zapach przypomina ten wyjątkowy czas. Ponieważ ten zapach jest mi taki bliski robię domowy odświeżacz powietrza z pomarańczy, mandarynek, cynamonu, kardamonu i goździków. Gotuję to wszystko tak długo aż zapach wypełni cały dom. Później przelewam w małą miseczkę i stawiam na podgrzewaczu wtedy zapach unosi się dłużnej i mogę go zabrać do pomieszczenia w którym akurat przebywam.
Pierniki to drugi zapach, który tak pięknie mi się kojarzy. Kiedy byłam mała mój tato przywodził z Niemiec, gdzie pracował takie właśnie pierniczki. Były specyficzne i niekoniecznie jadalne ale ten zapach gdy otworzyło się pakownie był nieziemski i wypełniał cały dom. Dziś trudno o taki konkretny zapach. Dziś nic już nie pachnie ani nie smakuje jak w tamtych latach .Mimo to zapach dzisiaj pieczonych pierniczków również przywołuje świąteczny klimat, a ponieważ tato przywoził je wlanie na święta dlatego ten zapach tak mocno został w pamięci.
Zostawiam was w tym świątecznym klimacie a ja patrząc na ogień w kominku, popijam piernikowe kakao relaksując się w moim świątecznie udekorowanym domu :)
Pozdrawiam :)